Tlenu, tlenu, bo się duszę!

Pewnie nieraz w filmach widzieliście sceny – we mnie one zawsze budzą wielkie emocje – na których ktoś z różnych przyczyn znalazł się pod wodą. Tam zaplątał się w sieci czy został przygnieciony skałą i bardzo szybko skończył mu się zapas powietrza w płucach. Osoba szarpie się, próbuje uwolnić z pułapki i wydostać na powierzchnię, ale nie może. Wtedy ktoś przybywa z pomocą i ustami przekazuje powietrze w usta nieszczęśnika. Robi to tak długo, aż ten zostanie uwolniony i sam będzie mógł oddychać.

Człowiek bez stałego dostępu do tlenu jest przerażony, jest w sytuacji granicznej, wie doskonale, że gra toczy się o najwyższą stawkę – o życie. Przekazanie powietrza z ust do ust to przekazanie mocy życiowej, paliwa niezbędnego do funkcjonowania organizmu człowieka, który w wodzie, bez technologicznego wsparcia, jest skazany na zagładę.

Człowiek po grzechu pierworodnym znalazł się w podobnej sytuacji – został wrzucony w środowisko, do którego nie został stworzony, bo przecież Bóg ukształtował go po to, aby w raju żył w miłości, w ciągłej bliskości z Nim. Przez grzech człowiek został tego pozbawiony. To, czego teraz doświadcza, świetnie wyrażają słowa, które pierwszy mężczyzna usłyszał od swojego Stwórcy: „Przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!” (Rdz 3,17-19). Znalazł się więc człowiek w środowisku śmierci, miejscu przeklętym, miejscu, w którym – bez interwencji Boga – czeka go zagłada. Jeśli zatem Bóg nie dostarczy mnie i tobie rajskiego tlenu, nie dmuchnie w nasze usta swojej bliskości, nie przeżyjemy.

Na szczęście Bóg nie wyparł się swojego stworzenia.

Aby go reanimować, wspierać w tej walce o najwyższą stawkę – o życie, daje swoje Tchnienie, swojego Ducha.

Pięknie obrazuje to obrzęd, który w historii Kościoła pojawiał się przy udzielaniu sakramentu chrztu. Mianowicie celebrans dwukrotnie dmuchał w twarz przyjmującego sakrament. Pierwsze tchnienie, nazywane z łaciny exsufflatio, któremu towarzyszyły słowa: „Ustąp, duchu nieczysty, i daj miejsce Duchowi Świętemu”, oznaczało egzorcyzm – uwolnienie od wpływu złego ducha, ducha śmierci. Drugie tchnienie, nazywane z łaciny insufflatio, któremu towarzyszyły słowa: „Przyjmij Ducha Świętego przez to tchnienie i poprzez Boże błogosławieństwo”, oznaczało napełnienie człowieka Duchem Boga, Duchem życia.

Nie raz pewnie znajdziemy się w sytuacji, gdy świat nas przygniecie, grzech nas przygniecie, Zły nas przygniecie i będzie próbował udusić, odebrać chęć do pięknego i owocnego życia. Trzeba wówczas pamiętać, że Bóg nieustannie tchnie w naszą stronę swojego Ducha, rajski Tlen, Ocalenie, i wołać jednym z Jego imion:

Ruah, Ruah, Ruah.

Nie siłą, nie mocą naszą,

lecz mocą Ducha Świętego.