Drodzy Czytelnicy, wracam do modlitwy serca. Jak już wcześniej pisałem, podstawa tego przeżycia to uświadomienie sobie, kim jestem, a jednocześnie pamięć o tym, z Kim przebywam i Kto mieszka w moim wnętrzu. Staję przed miłosiernym Bogiem, który pragnie mnie zbawić i upatrzył sobie moje serce na swoje mieszkanie. Ta świadomość pozwala mi bez strachu poznać prawdę o sobie, choćby była ona nieprzyjemna i rodziła ból.

Popatrzmy na kolejny motyw biblijny, który obrazuje, w jakiej sytuacji znaleźliśmy się po grzechu i z czym wchodzimy w relację z Bogiem. W Ewangelii św. Matusza czytamy: „Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony z trądu” (Mt 8,1-3). Aby zdać sobie sprawę, co się wydarzyło podczas tego spotkania, należy przyjrzeć się osobie chorej na trąd. Na płaszczyźnie fizycznej choroba niszczyła ciało człowieka, powoli gniło ono i odpadało od kości. Nie wiem, czy można sobie wyobrazić związany z tym ból i cierpienie. Na płaszczyźnie psychicznej choroba wprowadzała człowieka w samotność, ponieważ musiał on opuścić społeczność, w której żył, zostawić rodzinę, pracę, miejsce dotychczasowego życia. Ponieważ uważano, że jest to konsekwencja grzechu, duchowo choroba wprowadzała w stan potępienia, odizolowania od Boga. Taki człowiek nie mógł wejść do świątyni, a gdy zbliżał się do innych, wołał, mówiąc o sobie: „Nieczysty, nieczysty!”. Pomyśl, jak ty byś się poczuł, gdyby ktoś dzisiaj nie wpuścił cię do kościoła, argumentując: „Jesteś grzesznikiem, nie masz prawa tu przebywać, nie masz prawa stawać w obecności Bożej”. Bolesne?

Trędowaty – cierpiący, samotny, bez możliwości spotkania się z Bogiem. To jest obraz nas samych. Grzech jest źródłem cierpienia, wpędza nas w osamotnienie, odbiera nadzieję oraz wiarę, że Bóg chce z nami przebywać. Jezus jednak przezwycięża te trzy biedy. Uzdrawia, koi ból, dotyka nas, wchodzi w głęboką relację i sprawia, że przestajemy być samotni. A ponieważ jest żywym Bogiem, odnawia w nas ufność i przekonanie, że jesteśmy Jego dziećmi. To dzieje się podczas modlitwy serca – trędowaty zostaje uratowany.