Był piękny jesienny dzień, miałem wolne, jechałem odwiedzić moją babcię. Gdy wjeżdżałem do miejscowości, w której mieszka, i mijałem znak informujący, że rozpoczyna się teren zabudowany, w moim wnętrzu wyraźnie zwerbalizowały się słowa: „Jedź wolno”. Od razu zaznaczę: „Nie, nie słyszę żadnych głosów :-)”. Posłuchałem mojego wnętrza. Zwolniłem, jechałem wolniej, niż przewidywały przepisy. Byłem 100 metrów od celu, gdy na rowerze z podwórka wyjechał szybko na jezdnię mały chłopiec. Nie patrzył, nie rozglądał się, po prostu wyjechał, przecinając jezdnię w poprzek tuż przed moim autem. Zdałem sobie sprawę, że gdybym jechał 5-10 km/h szybciej, zabiłbym to dziecko. Zmroziło mnie. Zatrzymałem się, otworzyłem okno i zacząłem rozmawiać z chłopcem. Miał może 7-8 lat. Nie był świadomy tego, co zrobił, co mogło się stać.

Straszna tragedia. Cierpienie rodziców, rodziny, moje.

Po pierwsze, chciałbym zaznaczyć, że ta sytuacja pokazuje, tak po prostu i po ludzku, że warto jeździć zgodnie z przepisami (choć pewnie i to nie ocali wszystkich przed wypadkami, ale na pewno będzie ich mniej).

Po drugie, nie chciałbym być źle zrozumiany. Jestem daleki od stanowiska, że oto teraz wszyscy możemy jeździć jak się nam podoba, a w razie niebezpieczeństwa Duch Święty nas ostrzeże i w odpowiedniej chwili zwolnimy. To byłoby zuchwalstwo z naszej strony i wystawianie Boga na próbę – byłaby to droga grzechu.

Wreszcie po trzecie, i to jest sedno sprawy – opisane wydarzenie namacalnie pokazuje, że Duch Święty przychodzi do człowieka z konkretnymi natchnieniami, które – jeśli ich posłuchamy – rodzą błogosławione owoce, niosą pokój, radość życia i bezpieczeństwo. Biblia również zawiera wiele podobnych historii. Choćby to, co się stało w życiu starca Symeona: „A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: «Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela»”(Łk 2,25-32).

Duch Święty natchnął tego starca, czyli przemówił w jego wnętrzu, aby udał się do świątyni. Symeon posłuchał tajemniczego wezwania i stało się to, na co czekał. Spotkał Jezusa. Jak wyraził swoją radość, już wiecie.

Pewnie każdy z Was mógłby opowiedzieć jakąś małą-wielką historię, podobną do mojej, podobną do tej z życia Symeona. Każda z nich to świadectwo, że Duch Święty jest blisko i że nie jest Bogiem niemym, lecz szepcze, mówi, woła, czasami krzyczy, zawsze dla naszego dobra. Nie zapominajcie tych historii, to Wasza mała ewangelia. Warto zatem nadstawiać ucha i słuchać, aby ta ewangelia miała coraz więcej zapisanych kart.